Zarówno wkopy nowożytne, jak i lisie czy królicze nory oraz prowadzące doń tunele, w których znajdowano zarówno całkiem nowe ogryzione kości ptaków, jak i pojedyncze skorupy, były prawdziwą zmorą tych wykopalisk. Kopano w ramach siatki arowej, każdy ar dzielono na ćwiartki, w każdej ćwiartce wytyczano od strony wschodniej pas ziemi szerokości 1 m.., tzw. świadek, kopano warstwami naturalnymi lub mechanicznymi – zależało to od potrzeb i możliwości. Wykonywano pomiary niwelacyjne granic każdej z warstw naturalnych, a także trójwymiarowych pomiarów wszelkich zabytków. Rysowano nie tylko poszczególne warstwy, ale też obiekty i to w kolorze, co było niesłychanie ważne w przypadku obiektów o skomplikowanej stratygrafii. Gorzej było z fotografowaniem. Ekspedycja nie miała własnego aparatu fotograficznego. W pierwszym roku fotograf przyjeżdżał w ustalonym dniu, ale nigdy nie było gwarancji, że będzie to dzień najbardziej trafny.

Każdy dzień zaczynał się od pomiaru reperu, do którego namierzano wszystkie inne pomiary. A potem było żmudne kopanie (darni), skrobanie, zdzieranie, mierzenie, rysowanie, opisywanie itp.., ożywiane od czasu do czasu okrzykami radości, gdy ktoś znalazł jakiś ciekawszy i mniej zardzewiały zabytek. Czasem urozmaicenie sprowadzała na ekspedycję natura:

11 lipca 1972 r.
Ponieważ padający od wczoraj popołudnia deszcz, od dziś rana mżawka ok.. godz. 10.30 zamienił się w ulewę, a potem w deszcz ciągły, o godz. 10.00 mokrzy do nitki pracownicy zostali zwolnieni do domu. Pracownicy ekspedycji pracowali nad wykańczaniem planów, segregowaniem zabytków itp.. Następniego dnia przed przystąpieniem do eksploracji warstw, oczyszczono wykopy z błota i namuliska. 

18 lipca 1972 r.
Na spągu fosy, w pobliżu jej E krawędzi, odsłonięto faszynowe umocnienia. Drewno jest miękkie jak torf, do wykopu napływa woda. 

28. VII. 72 piątek
Pracowano z przerwami 6 godzin, gdyż lał ulewny deszcz przez cały czas, jedynie w krótkich przerwach można było prowadziŠ prace. O godz. 12.00 robotnicy zostali zwolnieni do domu.

4.VIII. piątek
Wichura potworna, Reperowaliśmy 7 hałd, wyrzucany z wykopu piasek zasypuje oczy. Fatalne warunki pracy, wiatr niemal huraganowy, wiejący od strony NW uniemożliwiał wysypywanie ziemi z wykopów, wpadała ona natychmiast z powrotem. Przy odrzucaniu ziemi na hałdę proces był podobny, ziemia sypka, sucha spadała do wykopów zasypując je ponownie. Huragan przewrócił 3x WC które rozpadło się w klapki, jutro jeśli wiatr ustanie należy go jakiś umocnić. Wiatr powyrywał i przewrócił tablice ostrzegawcze. Piach w oczach, zębach, uszach, nosie itd.. ? makabra!

12. VIII. 1972 sobota
Wczoraj godz 16.20 straszliwy huragan, namiot, ubikacja, tablice, baraki, wykopy! Rety! Od rana usuwaliśmy spustoszenia poczynione przez wczorajszy huragan i burzę, które miały miejsce o godz. 16.30. Należało ustawić przewrócone WC, tablice, naciągnąć liny i rusztowanie namiotu, oczyścić z piasku, słomy i in. śmieci wykopy.
 

21. 08. 72. poniedziałek
Wichura, deszcz, bardzo mokro, twardo. Potwornie silny wiatr na grodzisku. Deszcz od godzin rannych, w przerwach praca od 13.00, ciągły, ulewny. Zwolniono ludzi 

22 sierpnia 1972, wtorek
Od godz. 6.00 do 9.00 zachmurzenie całkowite, opady ciągłe. O godz. 9.00 przystąpiono (mimo mżawki) do eksploracji w wykopach.
 

29.VIII.72 wtorek
Zasypywanie wykopów. Opisywanie na czysto dokumentacji.
 

30. VIII.72, środa
pakowanie ekspedycji, mycie i znoszenie sprzętu z grodziska. Zwijanie namiotów i WC, suszenie, mycie ich. Kontrola zasypywania wykopów. 

31.VIII.72
Kończenie zasypywania wykopów. Znoszenie dalszego sprzętu (kładka), łopaty, mycie ich. Wypłata, odjazd.

Minął rok, nadszedł kolejny sezon wykopaliskowych. Od tego miejsca mogę dziennik wykopaliskowy uzupełnić własnymi wspomnieniami, bo po ukończeniu 1. Roku studiów przydzielono mnie do ekspedycji w Dąbrówce w celu odbycia praktyk obowiązkowych i przymusowych1. Z panią Elizą umówiłam się na poniedziałek, 2 lipca. 
Z dziennika polowego:
2. VII. 73 poniedziałek
7.30-13.00 pakowanie i zwożenie sprzętu do garażu. Sprawy organizacyjne.

Ta lakoniczna notatka zawiera w sobie ogromny ładunek emocji, towarzyszących pakowaniu. Tego dnia pakowano w Muzeum dwie ekspedycje: do Lądu i do Dąbrówki. Ledwie przyszłam do pracy, natrafiłam na zdenerwowaną kierowniczkę wykopalisk w Lądzie, która właśnie miała potyczkę z magazynierką. Przybiegła do p. Elizy i zaczęła się skarżyć. Okazało się, że magazynierka była bardzo oszczędna, i skoro ktoś już wziął kredki, to ołówków już mu dać nie chciała, tłumacząc, że czarnymi kreskami też przecież można rysować. Z zamówionych 200 kart katalogowych otrzymała 50 (bo wicedyrektor taki limit ustalił na ekspedycję. Pani Eliza spokojnie wysłuchała żalów, a potem sięgnęła po słuchawkę. „Panie Henryku, zaczęła, mam pytanie: co to jest pół litra na czterech. -to jest nic! Odkrzyknął do słuchawki wicedyrektor. – No to mam drugie pytanie, ciągnęła pani Eliza: A co to jest 50 kart katalogowych na dużą ekspedycję? To też nic. – Ha, ha ha, zatrzęsło słuchawką. Dobrze, niech przyjdzie.”

Za chwilę to pani Eliza poszła do magazynu. Ja zajęta była pakowaniem i nic więcej do mnie nie dochodziło. Tylko potem przy pakowaniu musiała odpowiadać na moje głupie pytania.
„12 kubków na cztery osoby to wcale nie jest za dużo. Te 6 z uchami „nówki” to te, które ciężko wywalczyłam dla naszego użytku, a te 6 zupełnie ogryzionych to te, które jeszcze dwa lata temu zostały zlikwidowane, a które księgowa ocaliła „bo mogą się jeszcze przydać”. Po zakończeniu wykopalisk wytłuczemy 2-3 i przedstawimy je do powtórnej likwidacji.” „Nie, patelni nie wzięłam. Była wprawdzie nowa, ale jej nie dostałam, bo była na potem. Mnie zaproponowano dziurawą. Byłam nawet z nią u wicedyrektora. Popatrzył, wziął do ręki i zdziwił się: A czego pani chce od tej patelni. Jak się ją bokiem potrzyma to nawet jajecznicę się da na niej usmażyć. Ja sam mam w domu gorszą i się nie skarżę”… itd. 
I wreszcie – 
14.30 Wyjazd z Poznania. Pilotowanie 2 ciągników z barakowozami. Przyjazd na miejsce 15.30. Odbijanie drzwi, okien. W barakowozach brak: instalacji (zerwana) elektrycznej, bardzo brudno, wybite są wszystkie szyby w wozie żółtym, w tymże znajdowały się ekstrementy. Brak w obydwu klamek (3 pary drzwi) oraz zamków

3. VII. 1972 wtorek
Urządzanie obozu ekspedycji, szorowanie wozu „żółtego”. Stwierdzono brak szafki w kuchni? została ukradziona w Gieczu podczas włamania. Rozpakowywanie sprzętu. Po południu zgłosili się robotnicy. Upał!

Warto też dodać, że załatwienie obiadów, co było ogromnym ułatwieniem. Były to czasy wczesnego Gierka, a więc nie najgorzej, ale bez przesady. Wiejski sklep daleko, zaopatrzony dość nędznie, w obozie wody nie było, należało nosić ją ze studni z daleka. Ponadto była bardzo żelazista, po myciu człowiek był żółty, pić można było tylko kawę zbożową, bo zagłuszała smak żelaza. Sławojka u uprzejmego gospodarza, zbita z desek, jak to na wsi.

4. VII. 73 środa
Rozbijanie namiotu. Porządkowanie sprzętu wykopaliskowego. Mycie barakowozu „zielonego”. Doprowadzenie do użytku kuchni. Formalności u sołtysa. Spisywanie umów. Wytyczenie wykopu. Rozpoczęcie eksploracji. Budowa ubikacji, śmietnika. Umocowanie kładki na rzece Wirynce. Upał! 

5. VII. 1973 czwartek
Założenie inwentarzy (rubrykowanie) zabytków, ceramiki, kości, próbek itp.. Eksplorowano wykop. O godz. 12.00 spadł deszcz. Przez 1/2godziny nie można było pracować. Prace w wykopie podjęto o 12.30.