Z listu nie wynika, by zrealizowano pomysł Lelewela z pomnikiem w kształcie ula, czasu zresztą było strasznie mało. Nie sproszono też chyba „obywatelstwa zza kordonu”, o włościanach nie wspominając. Centralną częścią uroczystości miało być nabożeństwo w kościele w Kruszwicy 25 września 1860 roku, zamówione u miejscowego proboszcza [1], a więc nie w katedrze gnieźnieńskiej. Odprawienia mszy zakazał jednak arcybiskup Przyłuski, nie podając powodu do publicznej wiadomości. Mógł zostać uprzedzony o jakiejś planowanej kontrakcji władz pruskich, może tak istotne wydarzenie polityczno-religijne na terenie kościoła miało się odbyć bez uzgodnienia z nim – a to on odpowiadał za swoją diecezję, może rzeczywiście ktoś go przekonał o fałszywej dacie. Nie wykluczone, że organizatorzy nie pomyśleli o tym, by prosić o zgodę stosowne władze. Odprawienie mszy planowali zaś w kolegiacie kruszwickiej, której patronem był protestancki król pruski i którą właśnie remontowano za pieniądze rządu pruskiego. W dodatku był to kościół jeszcze nie poświęcony, mający zaledwie od kilku lat katolickiego administratora.

200 osób, do których wiadomość o odwołaniu uroczystości nie doszła na czas, przyjechało do Kruszwicy, pomodliło się w kościele, poszło pod Myszą Wieżę i miało okazję się przekonać, że jest ona w rękach niemieckich. A że miasteczko było wówczas mikroskopowych rozmiarów, już około południa wszyscy się rozjechali do domów. W tym samym dniu uroczystą mszę w katedrze na Wawelu zamówiła młodzież krakowska, choć dzwon Zygmunta nie zabrzmiał. Dwa dni po nieudanych uroczystościach zgnębiony Lange poskarżył się w liście Lelewelowi, wywołując „święte oburzenie” sędziwego historyka, który nie szczędził słów krytyki wobec arcybiskupa i Wielkopolan, podając przykłady wprawdzie godne naśladowania, ale pochodzące z Brukseli czy Krakowa, gdzie sytuacja polityczna była całkowicie inna i gdzie nie było władz wrogich poczynaniom swych obywateli. W podanym przez niego przykładzie z Warszawy nie chodziło o planowane uroczystości, jak w Kruszwicy, a o działanie przypadkowe; grupka studentów spotkała szeregowego księdza idącego odprawić mszę i skłoniła go, by poszedł ową mszę odprawić w zupełnie innym kościele w intencji ofiar powstania listopadowego.

Mimo nieudanego finału, o pomyśle jednak pisały gazety, omawiano go na różnych spotkaniach i w ten sposób idea przez niemal dwa lata kiełkowała, choć bez widocznych efektów. Jak się jednak wydaje, ostatecznie zaczął zwyciężać pogląd, że ewentualna misja Cyryla i Metodego przypadła w tym samym czasie, w jakim miała miejsce na Wielkiej Morawie, a więc w 863 roku [2]. Lelewel wtedy już nie żył.

 

Druga próba

 

O efektach następnej próby zorganizowania milenium wiemy głównie z czasopisma „Tygodnik Poznański. Pismo Naukowo – Literackie“, wydawanego przez Kazimierza Szulca, członka Towarzystwa Przyjaciół Nauk Poznańskiego. Po kilkuletnich namysłach [3], na przełomie 1861 i 1862 roku, parlamentarzyści z Koła posłów polskich w Berlinie upoważnili swego prezesa, Karola Libelta, do zainicjowania prac nad przygotowaniem obchodów i do dobrania sobie współpracowników. Mniej więcej w tym samym czasie Towarzystwo Przyjaciół Nauk Poznańskie, dowiedziawszy się o niwelowaniu nad Gopłem starej mogiły przypisywanej Piastowi, w połowie lutego mianowało komisję mającą zbadać sprawę i powstrzymać niszczenie, zaś mogiłę naprawić i ozdobić. Z uwagi na planowany jubileusz, gdyby okazało się, że mogiła była już zburzona, planowano wznieść nową w tym albo innym miejscu. Miejscowi członkowie Towarzystwa napisali listy do księży i ziemian z zapytaniem o taki obiekt w ich okolicy. Właściciel Kruszwicy, Heine, przyznał, że starożytną mogiłę już rozwieziono, ale nic nie słyszał, by miała ona być grobem Piasta. Tymczasem Libelt zwrócił się do członków Towarzystwa z prośbą o włączenie się do jego komitetu i w ten sposób obie Komisje dowiedziały się o swym istnieniu. Ostatecznie obie inicjatywy połączono, a w skład komitetu Libelta weszło trzech członków: Józef Morawski, Adolf Łączyński i ks. Franciszek Pankau [4]. Na cześć Piasta postanowiono usypać nową mogiłę, ale nie w miejscu dawniejszej pod Gocanowem, tylko w samej Kruszwicy. Planowano zakupić tam grunt i powołać komitet złożony z okolicznych obywateli. Jeden z kujawskich parlamentarzystów [5], załatwił miejsce na postawienie pomnika i skaptował do lokalnego komitetu proboszcza oraz jakiegoś gospodarza spod Kruszwicy. Komitet deklarował przystąpienie do wznoszenia kopca, ale po uzyskaniu gwarancji, że projektowane uroczystości odbędą się bez przeszkód. Zapewnienia nie mogli otrzymać, jednak członkowie komitetu Libelta planowali przeprowadzić kwestę na pomnik.



[1] Kolegiata kruszwicka w XIX w. popadła w ruinę. W 1836 r. zwiedził ją jej formalny patron, król Fryderyk Wilhelm IV, i nakazał odbudowę. Dopiero jednak ks. prałat Wincenty Osiński, proboszcz od 1850 r., doprowadził do realizacji projektu. Głównym fundatorem odbudowy według projektu berlińskiego architekta Hussnera był rząd pruski. Zasadnicza odbudowa trwała 3 lata (1856-1859), a w jej trakcie zmarł ks. Osiński i został pochowany w podziemiach kolegiaty. Prawdopodobnie jakieś prace wykończeniowe trwały jeszcze jakiś czas, gdyż poświęcenie świątyni nastąpiło kilka lat później.

[2] Na 1963 rok Czesi planowali stosowne uroczystości milenijne.

[3] Najbardziej znaczący ziemianie długo zastanawiali się nad przystąpieniem do akcji. Z doświadczenia wiedzieli bowiem, że rodaków trudno było przekonać do jakiegoś pomysłu tak, by potrafili go ukończyć bez kłótni. A to bardzo zaszkodziłoby opinii o Polakach tym bardziej, że przygotowywane w tym samym czasie podobne obchody w Czechach i Nowogrodzie miały szansę odbyć się bez przeszkód.

[4] Nazwiska członków komitetu znamy z pracy ks. Kuczyńskiego, 2006

[5] zapewne były już wówczas poseł, Adolf Łączyński z Kościelca.

 

^